Krzysztof Krawczyk był wielką gwiazdą polskiej muzyki. Nagrał wiele przebojów. Artysta przed śmiercią trafił do szpitala, bo zaraził się koronawirusem. Na dwa dni przed śmiercią poinformował, że opuścił szpital, a stan jego zdrowia się poprawił. Jednak 5 kwietnia zasłabł u siebie w domu w Jedliczach koło Grotnik. Szybko przetransportowano go do szpitala. Niestety wkrótce zmarł. Jak informowała żona piosenkarza, Ewa Krawczyk, przyczyną śmierci był szereg chorób współistniejących, na które cierpiał jej mąż.

Reklama

Przyjaciel Krzysztofa Krawczyka o jego ostatnich dniach

Teraz Krzysztofa Krawczyka i jego ostatnie dni wspomniał pan Robert, asystent i kierowca artysty.

"Pamiętam jak dziś naszą pierwszą podróż ma lotnisko, bardzo docenił to, że wiozę go moim amerykańskim autem pontiac. Potem był chevrolet, a później robiony na zamówienie mercedes sprinter z garderobą i łóżkiem. Przemierzaliśmy Polskę i Europę, podczas koncertów czuwałem także nad bezpieczeństwem mojego artysty. Przez te 18 lat pokochałem go jak brata, szanowałem, jako artystę i człowieka. Znalem wiele jego tajemnic..." - powiedział pan Robert w wywiadzie dla portalu ShowNews.

Reklama

"Kiedy zmarł, płakałem jak dziecko i do dziś lecą mi łzy, kiedy wspominam ten dzień. Jeszcze żywego, niosłem go na rękach - nie pierwszy raz zresztą, ale przeczuwałem już najgorsze..." - opowiadał w rozmowie z ShowNews.

Pan Robert był w domu Krzysztofa Krawczyka, gdy wezwano do niego karetkę pogotowia. "Wziąłem Krzysia na ręce i pomogłem pielęgniarzom położyć go na specjalnych noszach, a potem zeszliśmy z nim po schodach. Resztkami sił pożegnał się z rodziną i odjechał do szpitala, a my za nim. Zastanowiło mnie to, że kierowca nie włączył sygnału karetki..." - wspominał.

Krzysztof Krawczyk zaśpiewał wiele niezapomnianych przebojów / AKPA

Przygotowania do pogrzebu Krzysztofa Krawczyka

"Krzysztof zmarł tuż po przyjedzie do szpitala na SOR. To był dramat dla jego bliskich i dla mnie też. W przygotowaniach do pogrzebu wziąłem na siebie czuwanie nad tym, by położono do trumny tak, jak sobie tego życzył — w najlepszym, scenicznym ubraniu, z biżuterią, którą bardzo lubił, z mikrofonem, który dostarczył mi jego najlepszy przyjaciel i menedżer Andrzej Kosmala. Do środka włożyłem też jego perfumy, książeczkę do nabożeństwa i różaniec, a na piersi, dokładnie na sercu położyłem mu zdjęcie z Ewą, które sama wybrała. Dwa razy jeździłem do zakładu pogrzebowego i czuwałem nad tym, by nikt obcy nie miał dostępu do ciała, raz towarzyszył mi przyjaciel rodziny - Piotr" - powiedział pan Robert w wywiadzie dla ShowNews.