Jan Kobuszewski urodził się 19 kwietnia 1934 r. w Warszawie, zmarł w swoim domu 28 września 2019 r. w otoczeniu rodziny w wieku 85 lat. Aktor teatralny, telewizyjny i filmowy, reżyser teatralny, artysta kabaretowy oraz satyryk związany m.in. z kabaretami Dudek i Olgi Lipińskiej. O mały włos pozbawiłby nas swojego talentu, wzbraniał się bowiem przed kabaretami i komedią jak mógł.
Jan Kobuszewski został aktorem, bo "matematyka go przerastała"
Jan Kobuszewski wystąpił w ok. 2 tys. programów telewizyjnych i kilkudziesięciu filmach. Występował w najsłynniejszych polskich kabaretach Dudek, Kabarecie Olgi Lipińskiej, Kabarecie Starszych Panów.
U Stanisława Barei zagrał w takich komediach, jak "Poszukiwany, poszukiwana", "Nie ma róży bez ognia", "Brunet wieczorową porą", w serialu "Alternatywy 4". Często grywał niewielkie role, które urastały do rangi kultowych.
Na małym ekranie Jan Kobuszewski był prawdziwym prekursorem. Wraz z Janem Kociniakiem aktor był gospodarzem pierwszego cyklicznego, satyrycznego programu telewizyjnego "Wielokropek", odtwórcą roli tytułowej w pierwszym polskim serialu telewizyjnym "Barbara i Jan" i narratorem wyjątkowego w historii telewizji programu "Bajka dla dorosłych".
Mógł zagrać w pierwotnej, oryginalnej wersji "Akademii pana Kleksa", ale się na to nie zdecydował. Praktycznie odrzucił propozycję wystąpienia w kabarecie, który zapewnił mu artystyczna nieśmiertelność.
"Bardzo długo się wahałem, czy poradzę sobie w kabarecie. Kiedy wchodziłem pierwszy raz na estradę Kabaretu Dudek, miałem wrażenie, że ludzie są przeciwko mnie. Myślą sobie, co ten idiota robi na scenie kabaretowej, jego miejsce jest w teatrze dramatycznym" - mówił Jan Kobuszewski w jednym z wywiadów.
Aktorem też został niejako przez przypadek, a właściwie przez problemy, jakie stwarzały mu przedmioty ścisłe.
"Podstawa była taka,żeby wyeliminować matematykę, to już jest coś, prawda? Jest jakaś podstawa. Wuj powiedział, że matematyka go przerastała, czyli wszelkie nauki ścisłe. Miał akwarium, może ichtiologia. Służył do mszy, […] myślę, że te całe decorum całe kościelne też go interesowało i naprawdę myślał o seminarium […]" – opowiadała w programie Audycje Kulturalne Hanna Faryna-Paszkiewicz, autorka książki "Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny", prywatnie siostrzenica aktora.
"To moja mama […] powiedziała, że jeżeli nie umiesz się zdecydować, czy ichtiologia czy seminarium, a broń Boże nie matematyka, to może spróbuj, jest takie miejsce, gdzie możesz być wszystkim po trochu i spróbować wielu zawodów […] No przecież jest szkoła teatralna, gdybyś był aktorem, to myślę, że to byłoby właśnie to. Niemniej nie było jakiś fantastycznych symptomów, to nie było dziecko, które się rwało na scenę, występowało gdzieś tam" – przyznała Faryna-Paszkiewicz.
Jan Kobuszewski, "zmarnowany Chaplin polskiego kina"
W szkole teatralnej Jan również miał pod górkę i to nie tylko z powodu swojego charakterystycznego wyglądu. "[…] długie toto, jak Don Kichot przynajmniej, chude toto, gęba pociągła i mizerna, nos orli niestety, uszy odstające, a do tego od dołu takie długie nogi, a od góry takie długie ręce. Czerwony Kapturek mógłby omdleć" – mówił Kobuszewski o sobie w "Sztandarze Młodych".
Pierwsze kroki na drodze kariery stawiał w dramatach. Grał w słynnych spektaklach Kazimierza Dejmka, takich jak "Garbus", "Kordian" czy "Dziady". Występował w spektaklach Zygmunta Hübnera i Adama Hanuszkiewicza.
W1964 r. nastąpił przełom. Jan Kobuszewski odebrał może jeden z najważniejszych telefonów w swoim życiu. "Słuchaj, dziecinko, robię nowy kabaret" – zabrzmiał w słuchawce głos Edward Dziewońskiego. Kobuszewskiego poleciło Dziewońskiemu dwóch Wiesławów, Gołas i Michnikowski. "Bierz Janka, tylko Janek" – mieli powiedzieć.
Wbrew pozorom Jan Kobuszewski nie skakał z radości, że z taką propozycją wyszła do niego prawdziwie wielka gwiazda kabaretu.
"Z kabaretem nie miałem początkowo nic wspólnego. Ale zadzwonił do mnie Edward Dudek Dziewoński i zapytał, czy bym się nie zgodził u niego zagrać. Nie zgodziłem się oczywiście. Uważałem, że się na tym nie znam, estrada to była dla mnie terra incognita. Dudek nie odpuszczał, dowiedziała się o tym moja żona, Hania Zembrzuska i namówiła mnie, żebym spróbował. To spróbowałem" – opowiadał Kobuszewski w rozmowie z "Newsweekiem".
Szybko okazało się, że występujący w dramatach Kobuszewski jest wprost stworzony do kabaretu. Jan także pokochał estradę.
"Wuj szybko odkrył coś takiego, że ma talent takiego bezpośredniego kontaktu. On odkrył to, o czym nie miał pojęcia, gdy już się ośmielił, odważył – podsuwano mu coraz ciekawsze piosenki czy teksty, czy monologi, aż doszło do słynnego »Ucz się Jasiu«Stanisława Tyma, bo to jemu zawdzięczamy ten tekst genialny" – wspominała siostrzenica aktora.
Kultowy po dziś skecz, o którym mowa, wprowadził do języka potocznego takie zwroty, jak "chamstwu w życiu należy się przeciwstawiać siłom i godnościom osobistom" (koniecznie z podkreśleniem "-om"), "wężykiem, Jasiu, wężykiem", "nie bądź pan rura i nie pękaj pan" czy "no i jak piszesz chamstwo, no jak?".
Owszem, Kobuszewski nie porzucił aktorstwa, ale wielu krytyków uważa, że nie do końca się spełnił czy też raczej to inni nie do końca wykorzystali jego talent.
"Powinny wszędzie wisieć plakaty, obrazy i znaki drogowe z postacią Kobuszewskiego w tańcu.[…] Powinien być prowadzony w szkole teatralnej i filmowej specjalny kurs pt. »Fenomen aktorstwa Jana Kobuszewskiego«, ponieważ to jest aktorstwo, które zaprzecza wszelkim banalnym kanonom. [...] Powinien, krótko mówiąc, narodzić się reżyser filmowy, który by życie poświęcił kręceniu komedii z Kobuszewskim, ponieważ warto. Tak się jednak nie stało, i Janek Kobuszewski jest zmarnowanym Chaplinem polskiego kina" – napisała Agnieszka Osiecka w "Fotonostalgii".
Jan Kobuszewski: Nie płacz, jestem spełniony
Prywatnie był człowiekiem idącym przez życie z radością i do życia i innych nastawionym optymistycznie. " Do góry uszy, to i reszta musi! Wiara czyni cuda. Wiem to z własnego doświadczenia" - mawiał.
"Człowiek naprawdę radosny potrafi odnaleźć blaski w szarej, a nawet czarnej rzeczywistości, nasycając ją barwą. Potrafi dziękować i cieszyć się tym, co ma, nie tęskniąc za tym, czego nie udało mu się osiągnąć" – napisał w książce "Jan Kobuszewski. Patrzę w przyszłość (i przeszłość) z uśmiechem i radością...", która jest zapisem rozmowy aktora z Robertem Łukaszukiem.
Jednocześnie osiągnął przecież tak wiele. Na stałe wszedł do historii polskiej kinematografii i polskiego kabaretu. Archiwalne nagrania z jego występami, skeczami, do dziś biją rekordy oglądalności w serwisach streamingowych. W szaro-nijakich czasach PRL-u był prawdziwą gwiazdą, celebrytą, jakbyśmy to dziś powiedzieli. W czasach, kiedy wszystko się załatwiało i dostawało spod lady, ludzie prosili Janka, by poszedł z nimi, a to do urzędu, a to do sklepu, a Janek szedł, bo Janek mógł.
"W tamtych czasach z dostaniem wielu rzeczy były trudności. Ale nie dla nich. Kobusz (Jan Kobuszewski – przyp. red.), Pawlik (Bronisław Pawlik – przyp. red.), Gołas (Wiesław Gołas – przyp. red.), byli straszliwie popularni. Kobusz miał takie sklepy, w których dostał wszystko, co tylko chciał. Załatwił mnie na szaro w Modzie Polskiej. Tam był remanent, ale jak te panie w środku zobaczyły, kto stoi przy drzwiach: «Proszę bardzo, panie Janeczku!» Weszliśmy. I wszystko było, a Kobusz zmusił mnie do kupienia kostiumu kąpielowego dla mojej żony, i to w dodatku za jakąś astronomiczną sumę, bo włoski. Kostium świetny, ale ja już się bałem z nimi chodzić po tym Sopocie. Właściwie to się wstydziłem. Nie zdawałem sobie sprawy, co to znaczy popularność" – wspominał Andrzej Fedorowicz w "Sęku z Dudkiem" spacer z Kobuszewskim po sopockim Monciaku.
Pan Jan się taką sławą nie przejmował. Potrafił z nią żyć, bo dla niego najważniejsze było po prostu codzienne życie.
"Najważniejsze jest życie. To, co się robi w życiu. To, co się dzieje poza sceną, obcowanie z moimi kolegami, najrozmaitsze rozmowy na najrozmaitsze tematy" - mówił Jan Kobuszewski w wywiadzie dla RMF Classic. "To, co się dzieje w domu, z rodziną. To są rzeczy niesłychanie ważne" – podkreślał aktor. "Zawód należy wykonywać z wielką pokorą, z wielką służebnością, bo przecież my służymy naszej ukochanej publiczności. Gwiazdorstwo to jest bez sensu sprawa. Dzisiaj się jest gwiazdą, a jutro już się nią nie jest" – wyjaśniał artysta, podsumowując: "Najgorsza jest woda sodowa".
Jemu woda sodowa nie uderzyła do głowy. Miał przy sobie najbliższych, wśród których odszedł na wieczne odpoczywanie. Spełniony. Jak wspominała jego siostrzenica i autorka monografii artysty, odchodząc, Jan Kobuszewski pocieszał swoją córkę słowami: "Marynko nie płacz, jestem spełniony. Miałem wspaniałe życie".