W programie "Siły Specjalne Polska" jest pan jednym z czterech mentorów i instruktorów. Można powiedzieć, że jesteście dla uczestników, którzy próbują w nim swoich sił takimi złymi policjantami, którzy musztrują?

Nie jesteśmy złymi policjantami. Bardziej mentorami i instruktorami. Chcemy ich bezpiecznie przeprowadzić przez konkurencje, w których uczestniczą. Będzie woda, wysokość, ogień, będą tunele i strach. O tym jest ten program, by pokonywać własne fobie i wyjść z tego programu silniejszym.

Siły Specjalne Polska. Piotr "Soyers" Soyka: Każdy przechodząc szkolenie poznawał siebie

Reklama

Czy to, z czym muszą się zmierzyć uczestnicy wygląda tak samo, jak szkolenie, które pan przechodził?

Podczas mojego szkolenia było nieco inaczej. Tutaj w programie mamy w pigułce wszystko to, czego doświadczają żołnierze z sił specjalnych. Jest to zrobione na wzór a nie jeden do jednego. W siłach specjalnych ludzi się szkoli, tu poddawani są tylko próbom. To jest ta różnica. Tak jak żołnierze sił specjalnych muszą skakać z wysokości, zjeżdżać na linach, wykonywać różne trudne zadania, tak i tutaj uczestnicy mogli się skonfrontować z tymi zadaniami, które mają im pomóc pokonać własne lęki.

Reklama

Czego dowiadujecie się podczas takiego szkolenia o sobie samych?

Każdy przechodząc takie szkolenie poznawał siebie, dochodził do własnych granic. Jeśli jest ono mądrze prowadzone to dowiadujemy się, że możemy dalej, więcej. To, co robili uczestnicy program, nie jest tym, co może wykonać zwykły zjadacz chleba. To są ekstremalne wyzwania w pigułce, by ludzie mogli zobaczyć gdzie te ich granice są i czy są w stanie je przekroczyć.

Siły Specjalne Polska. Jakie swoje słabości pokonał Piotr "Soyers" Soyka?

Jaki swoje słabości pokonał pan biorąc udział w naborze do sił specjalnych?

Dużo tego było. Dużo było szkoleń. Strach jest rzeczą normalną, gdy robimy coś czego wcześniej w życiu nie doświadczyliśmy. Jeśli ktoś nie skakał ze spadochronem, to ten pierwszy krok będzie dla niego wyzwaniem.

Trwa ładowanie wpisu

Dla pana był?

Tak. Mój pierwszy skok miał miejsce w 1997 roku. Co ciekawe ten pierwszy skok człowiek robi nieświadomie. Wie, że skoczy ze spadochronem, ale nie jest świadomy tego strachu, który go czeka. Łatwiej też, jak się okazuje, pokonywać nam trudności, gdy działamy w grupie. Ludzie najczęściej mają problem przy trzecim skoku. Jest euforia przy tym pierwszym, bo "wow wylądowałem", przy drugim chcę szybko skoczyć a przy trzecim zaczynam się zastanawiać, co może mi się stać.

Dlatego wielu skoczków rezygnuje właśnie przy tym trzecim skoku. Ja sam walczyłem poniekąd z wysokością, musiałem się z nią oswoić. Lubię wyzwania, zwłaszcza, gdy widzę, że da się to zrobić i jest bezpiecznie. Nigdy nie robię niczego, kiedy nie jest. Podkreślamy to w tym programie, by nie mylić odwagi z głupotą. Nie chodzi o to, by pozbyć się strachu, ale o to by umieć racjonalnie działać.

Siły Specjalne Polska. Operator, który ma rodzinę jest lepszy niż singiel

Dlaczego kandydaci do służb specjalnych chcą mieć dzieci i rodziny?

Myślę, że prawie każdy tego chce, to naturalna rzecz. Operator służb specjalnych, który ma dzieci i rodzinę jest dla służb bardziej wartościowy, niż singiel. Chociaż ja sam przez wiele lat byłem singlem. Taka osoba jest bardziej emocjonalnie zrównoważona, dla niej to ta rodzina jest ważna, będzie miała do kogo wrócić, nie będzie podejmować głupich i pochopnych decyzji.

Gdy byłem na misji, ponad 11 miesięcy, moja córka czekała na śnieg. Miała trzy lata, łączyliśmy się przez skype. Pytała: "Tato, kiedy przyjedziesz?". To był maj a ja kończyłem misję w grudniu. Powiedziałem jej, że jak spadnie śnieg. Od tamtej pory Ania codziennie wstawała i patrzyła, czy przypadkiem nie pada. To ciężkie dla ojców, kiedy wiesz, że rodzina jest tam daleko a ty nie możesz wrócić, możesz z nią tylko porozmawiać przez internet.

Czym dziś zajmuje się Piotr "Soyers" Soyka z programu "Siły Specjalne Polska"?

Jak tę rozłąkę wytrzymują drugie połówki, czyli żony?

Misje nie są łatwe dla związku, bo już same związki na odległość to trudna rzecz. Pierwsze misje w jednostce kończyły się wieloma rozwodami. To jest trudne dla jednej, i drugiej strony. Dochodzi do tarć, ciężko się dogadać tylko przez internet, zwłaszcza, gdy pozostają przed wyjazdem jakieś zaległe sprawy i spory, ale są też związki, które to wytrzymują.

Pan dał radę?

Też jestem po rozwodzie, ale założyłem drugi raz rodzinę, ale dopiero po odejściu z wojska.

Co się dzieje gdy kończy się służbę? Łatwo jest zostawić tę "pracę" za sobą i zacząć normalne życie?

Z badań wynika, że najtrudniejsze są dwa pierwsze lata po zakończeniu misji. Jak żołnierz je przeżyje to będzie żył długo. W ciągu tych dwóch lat może dostać zawału serca. Dlaczego? Ponieważ żołnierze sił specjalnych są uzależnieni od adrenaliny, która buzuje w naszych organizmach. Wynika to z ekstremalnego treningu, służby, wyjazdów na misję. Nagle ten poziom adrenaliny spada i wiele osób nie umie sobie z tym poradzić po odejściu do cywila albo ma problemy. Ważne jest, by znaleźć sobie zajęcie po odejściu ze służby. Ja sobie to odejście planowałem już dwa lata przed tym, jak odszedłem. W pewnym momencie stwierdziłem, że trzeba zejść ze sceny niepokonanym. Założyłem sobie własną firmę szkoleniową i uczymy w niej strzelać.

A co robi pan po godzinach?

Uprawiam sport. Dużo czytam. Uwielbiam jazdę na rowerze a ostatnio znalazłem nowe hobby - jazdę konną. Zawsze chciałem to zrobić a nigdy nie było na to czasu, więc teraz gdy odszedłem, w końcu zdecydowałem się, że wsiądę na konia. Moja córka starsza i młodsza też jeżdżą, żonę też zaraziłem tą pasją. To taki świat, w którym odpoczywam i relaksuję się. Uważam, że kiedy przestajemy się uczyć, to jesteśmy starzy. Nieważne, czy mamy 20 lat, czy 80.