Mateusz, postać, którą grasz w "Prostej sprawie" to …?

Czacha. Z pozoru bezwzględny gangster jeleniogórskiego, nielegalnego przedsiębiorstwa.

To nie jest do końca taka zła i bezwzględna postać?

Reklama

Nie jest. Staraliśmy się, żeby sprawiał wrażenie złego zewnętrznie, stereotypowo jak gangster, ale z drugiej strony, by myślał i współodczuwał z innymi. Był taką postacią nieco na przekór.

Mateusz Kmiecik o charakteryzacji do roli Czachy

Przygotowując się do tej roli, skoro wspominasz o tym "obudowaniu zewnętrznym", zapewne musiałeś zrobić przysłowiową "masę i rzeźbę", ale znakiem rozpoznawczym Czachy jest łysa głowa. Jestem ciekawa, czy to był zabieg charakteryzatorski, czy po prostu goliłeś głowę na potrzeby tej roli?

Nie były to zabiegi charakteryzatorskie, nie lubię półśrodków. Jak wchodzić w projekt to na tzw. "fulla". Zgoliłem więc głowę do zera. Były różne etapy tego procesu. Podjęliśmy trzy próby, a wszystkie po to, by sprawdzić, w której "fryzurze" Czacha będzie wyglądał najlepiej. Okazało się, że łysa głowa jest najbardziej wiarygodnym rozwiązaniem. To też w pewnym sensie hołd złożony Wojtkowi Chmielarzowi, który napisał go jako łysego. Pozostaliśmy więc przy tym.

Reklama

Golenie głowy z różnych powodów bywa momentem trudnym. To było dla ciebie duże przeżycie?

Nie do końca. W pewnym sensie się tym nawet ekscytowałem. Lubię, gdy mam się zmienić do jakiegoś projektu, gdy nie robię po raz czwarty tego samego. Padł pomysł od reżysera Cypriana Olenckiego, że Czacha będzie łysy. Powiedziałem mu wtedy: "Słuchaj, jestem jak najbardziej za. Tylko spróbujmy kilka opcji". Ostatecznie i tak Czacha stał się całkowicie łysy, więc się ucieszyłem. Trochę gorzej było z moim starszym synem. Gdy przyjechałem do domu już w takim wydaniu, moja partnerka się zaśmiała, a mój syn rozpłakał. Miał wtedy sześć lat, więc nie rozumiał, że to jest na chwilę. Zapytał mnie z smutną miną: "Ty już tata taki będziesz? To już tak zostanie?". Wytłumaczyłem mu, że nie.

To dla Mateusza Kmiecika było wyzwaniem w graniu Czachy

Co było dla ciebie największym wyzwaniem w pracy nad tym serialem?

Chyba złożoność tej postaci. On ma tyle emocji w sobie. Jest nimi targany w różne strony, te sznurki ciągną go w kierunku wszelakich przeciwieństw. To chyba było dla mnie największym wyzwaniem, by go nie pogubić na kolejnych etapach realizacji zdjęć. Poznajemy go jako łysego, bezwzględnego typa, który jeździ BM-ką. Jest obwieszony złotem. A z drugiej strony ma przyjaciela „Słonika”, z którym praktycznie wiąże go jedyna prawdziwa, pozytywna, wesoła i szczęśliwa relacja w tym serialu. Z Kazikiem, czyli swoim szefem ma relację ojcowsko-synowską, z dużą dozą przemocy ze strony Kazika i wywierania presji. W tym wszystkim, musi szukać Prostego, który też jest jego przyjacielem i nie chce go wsypać. Cały czas byłem w procesie. Siedziałem albo ze scenariuszem, albo reżyserem. Czytałem, paliłem papierosy i praktycznie non stop kombinowałem, jak to zrobić, jak zagrać. Podejrzewam, że ekipa na planie miała właśnie taki obraz mnie, siedzącego na krzesełku ze scenariuszem albo z telefonem, patrzącego dziesięć minut w jedno miejsce.

Trwa ładowanie wpisu

W serialu nie brakuje również scen gangsterskich z przysłowiowym mordobiciem. Czy one również stanowiły dla Ciebie wyzwanie?

Były trudne fizycznie. Kręciliśmy je w Jeleniej Górze w upale, który dochodził do ponad 30 stopni. Przy jednej z ważniejszych scen z udziałem Czachy, gdzie dochodzi właśnie do tego mordobicia, przy pierwszej próbie naderwałem sobie przyczep mięśnia dwugłowego. Jeszcze nie zaczęliśmy sceny, najistotniejszej dla Czachy, a ja już byłem na tyle kontuzjowany, że nie mogłem chodzić. Musieliśmy trochę pozmieniać ruchy i znaleźć wygodniejsze dla mnie pozycje, ale na szczęście udało się tę scenę zrealizować tak, jak miała być.

Plan B na życie Mateusza Kmiecika

Na planie "Prostej sprawy" bijesz się, walczysz, biegasz z bronią. To chyba trochę nawiązuje do twojego planu B na życie, czyli wojska, który miałeś zdając do szkoły teatralnej?

Tak, był taki pomysł, tylko wcześniej były egzaminy do szkoły aktorskiej. To była dla mnie ogromna frajda. Bardzo lubię jeździć samochodem i trochę umiem to robić, w nieco bardziej zaawansowany sposób, więc jak była opcja wjechania gdzieś driftem, no to tym driftem wjeżdżałem. Miałem samochód, który też w miarę na to pozwalał. A co do strzelania z prawdziwej broni, to też była niezła zabawa.

Jak wybierasz role? Przebierasz w nich, długo się zastanawiasz czy wziąć w czymś udział, czy raczej nie?

Mam tylko jedno kryterium - żeby mi się nie nudziło. Chcę, żeby było trudniej, niż było poprzednio. Po co spadać w dół? Zawsze jest ciekawiej, kiedy można zrobić coś trudniejszego, większego, co jest bardziej pokomplikowane. Czy to będzie Józek-rolnik, Marek-księgowy czy Czacha-gangster - to jest nieistotne. Im większą paletę możliwości daje scenariusz, tym jest lepiej.

Takim ojcem jest Mateusz Kmiecik

Wspomniałeś o synu. Jakim jesteś tatą?

Zapracowanym. Od jakichś trzech lat każdego miesiąc mam jakieś projekty, dni zdjęciowe, spektakle. Nie ma mnie zatem zbyt dużo w domu, ale jak jestem, to jestem na full. Lubię swoją rodzinę. Spędzać z nią czas i jeździć na wakacje, wspólnie gotować, czy nic nie robić. Chociaż z moimi synami nie da się nic nie robić.

Jesteś tym dobrym czy złym policjantem, jak już wracasz do domu?

To jest trudna rola. Sam krótko miałem ojca. Był surowy, ale sprawiedliwy. Chcę, by w tej naszej relacji nie było ciągłych ustępstw. Jak coś jest nie tak, jak powinno być, to trzeba ponieść konsekwencje. Oczywiście nie tylko ganię i pouczam. Nie należę też do tej puli ojców, którzy przebierają się w dziwne postaci i potrafią się godzinami bawić ze swoimi dziećmi. Chcę wychować moich synów na facetów. Wiem, że to jeszcze dzieci, więc daję im przestrzeń na zabawę, na wolność, na rozwijanie wyobraźni, ale staram się, żeby wyrośli na facetów - męskich, opiekuńczych, a przy tym, by potrafili dzielić się swoimi emocjami, zwłaszcza, że ja nie zawsze miałem taką możliwość. Chciałbym, żeby dali sobie radę w życiu. Mam nadzieję, że zapewnię im fajny start. Chcę spełnić ich marzenia, ale też wypchnąć ich z domu. Powiedzieć: "Nara. To jest twoje życie. Wpadaj na święta, zawsze czekają na ciebie otwarte drzwi, ale idź, naucz się obsłużyć pralkę. Zobacz, jak się gotuje". Takim mniej więcej ojcem jestem, który stara się usamodzielnić swoje dzieci, a nie trzymać je pod kloszem.

Ta pralka to rzeczywiście skomplikowane urządzenie w życiu niejednego mężczyzny. Nie każdy potrafi.

To prawda. Też żyłem w domu, w którym była pralka, ale dopiero jak wyjechałem na studia, to zobaczyłem, że ona ma programy, które można włączyć i warto się z nimi zaprzyjaźnić (śmiech).

Wspomniałeś o tym, że niektórzy ojcowie się przebierają. Ty w sumie trochę też, bo przychodzisz do domu jako łysy gangster.

Zapewniam atrakcje (śmiech). Rodzicielstwo jest dość złożoną sprawą. To jest najtrudniejsza rola, bo nie masz napisanego scenariusza i trochę w tym wszystkim improwizujesz. Nigdy nie wiesz, jaki będzie finał.

Mateusz Kmiecik marzy nie o rolach, a o reżyserach

Czego ci życzyć?

Większych i coraz trudniejszych rzeczy.

Jest jakiś obszar, a może rola, o której marzysz?

Ja bardziej mam marzenia, u kogo bym chciał zagrać, ale nie mówię co. Chciałbym zagrać m.in. u Wojciecha Smarzowskiego, Jana Holoubka, Pawła Maślony, Piotra Domalewskiego czy Agnieszki Holland.

Czyli we współczesnym kinie moralnego niepokoju?

To jest i śmieszne, i dobre kino. Tych reżyserów, z którymi chciałbym pracować jest oczywiście o wiele więcej. Podoba mi się sposób w jaki oni to robią, jak osiągają efekt na ekranie. Chciałbym zobaczyć z bliska, jak to robią, jak prowadzą aktora.

A jest ktoś, z kim chciałbyś zagrać, partnerować mu?

Miałem okazję minąć się na krótką chwilę z panią Agatą Kuleszą. To jest ogromny zaszczyt. Przez to, że gram w teatrze, mam kontakt z wieloma aktorkami: m.in. Gabrysią Muskałą czy Edytą Olszówką, Małgosia Kożuchowska. Z facetów chciałbym się spotkać z Tomkiem Włosokiem. Czuję, że byśmy się dobrze dogadali. Jest dla mnie takim, w dobrym tego słowa znaczeniu, prosto zbudowanym facetem. Z genialną wyobraźnią, z fenomenalnymi rolami. Podziwiam go za każdą rolę i za zaangażowanie. Takim aktorem jest też Robert Więckiewicz. Wychowałem się na jego kinie.