Wszystko to za sprawą śledztwa magazynu "Rolling Stone". Dziennikarzom amerykańskiego czasopisma rzetelne dochodzenie w sprawie Diddy'ego zajęło aż 6 miesięcy.

Czarne chmury

Właśnie pół roku temu nad Diddym zebrały się czarne chmury. Była partnerka rapera, wokalistka Cassie, pozwała Combsa o gwałt i liczne akty przemocy w trakcie wieloletniego związku. Już dzień po wpłynięciu pozwu do sądu była para zawarła ugodę sądową, lecz w kolejnych dniach zgłaszało się coraz więcej kobiet twierdzących, że są ofiarami rapera. W sumie do tej pory poza Cassie oficjalnych oskarżycielek jest już cztery.

Reklama

Co więcej, CNN dotarło niedawno do nagrania z 2016 roku, na którym widać, jak Diddy katuje Cassie w hotelu, bijąc ją i ciągnąc po korytarzu.

Historia przemocy

Wyniki śledztwa "Rolling Stone'a" przedstawione w artykule "Historia przemocy Seana Combsa" szokują. Rapera przedstawia się w tekście jako wcielenie doktora Jekylla i pana Hyde'a. Artysta bywa filantropem, lecz nie tyle z dobroci serca, ile z desperackiej potrzeby podziwu. Co gorsza, Diddy ma też bardzo mroczną stronę, przejawiającą się niekontrolowanymi napadami agresji na przestrzeni lat.

Dziennikarze śledzczy wskazują, że raper ubezwłasnowolnić nieżyjącą już modelkę i aktorkę Kim Porter, matkę jego trojga dzieci, z którą był związany przez kilkanaście lat.

Reklama

Koniec kariery?

"Rolling Stone" przepytał około 300 osób powiązanych z krezusem hip-hopu i spora część zeznań niezależnych od siebie ludzi się pokrywa w sposób jednoznacznie wskazujący, że oskarżenia pod adresem Diddy'ego to nie wymysły ani cyniczne chęci uszczknięcia kawałka jego niebywałego majątku - jak uważają niektórzy.

Tak poważne zarzuty mogą oznaczać koniec kariery Seana Combsa.