Małgorzata Potocka o walce z depresją mówi od pięciu lat. Dla wielu osób były to wyznania szokujące, bo aktorka kojarzyła się z optymizmem i siłą. Grała w serialach, sztukach teatralnych, reżyserowała. Zawsze uśmiechnięta i radosna. W rozmowie z "Faktem" opowiedziała, jak sobie radzi z depresją i podpowiada, na co zwracać uwagę.

Reklama

Małgorzata Potocka o pięciu latach z depresją

Przed laty podczas wyjazdu do Stanów Zjednoczonych Małgorzata Potocka dowiedziała się, że tam ludzie często korzystają z pomocy specjalistów zdrowia psychicznego. Było to dla niej szokujące, gdyż w jej domu mówiono "weź się w garść". Aktorka pierwszy raz opowiedziała o swoim problemie pięć lat temu. Podkreślała, że wiele osób w codziennych sytuacjach zachowuje się tak, jak zwykle, ale w rzeczywistości bardzo cierpią - próbują się też niejednokrotnie targnąć na własne życie. Czasem te próby są niestety skuteczne.

Gwiazda wspomniała o sytuacji, gdy podczas jednego z wyjazdów do Łodzi zemdlała i nie miała już siły, by funkcjonować. Wróciła do pokoju hotelowego i musiała poprosić o pomoc. Czuła, że dzieje się coś złego i sama z pewnością sobie nie poradzi.

Reklama

Depresja i ataki paniki Małgorzaty Potockiej

"Gdy już się położyłam, nie miałam sił w ogóle, czołgałam się do toalety. Udało mi się jednak dodzwonić do Jacka Santorskiego, który przyjechał. Dał mi jakieś lekarstwa i mnie uratował. Ale ja wiedziałam, że to jest ciężki stan, to się wie. Taka sytuacja przydarzyła mi się dwa razy" - opowiadała aktorka w rozmowie z "Faktem". Potem pojawiły się jeszcze ataki paniki.

Po ratunek tam, gdzie świeci słońce

"To jest taki atak, który wyłącza wszystkie funkcje ciała, nawet oddychać nie można, wyłącza się widzenie, człowiek się trzęsie. Atak depresji jest jak inne ataki np. alergii. To są stany paraliżujące totalnie. Nie można tego opanować, potrzebna jest pomoc. Nawet po paru dniach czułam się jak zombi, czułam, jakby był we mnie obcy człowiek. Po jednym z takich ataków Santorski polecił mi, bym pojechała tam, gdzie jest słońce. Pamiętam, że weszłam do pierwszego biura podróży i kupiłam trzy bilety lotnicze na Cypr. Gdy córki wróciły ze szkoły, powiedziałam, by brały sandały i się pakowały, bo mamy samolot za dwie godziny. Myślały, że matka zwariowała. Napisałam im jakieś usprawiedliwienie i poleciałyśmy na dwa tygodnie. Byłyśmy razem, wspierały mnie, leżałyśmy na słońcu. To mi przywróciło siły" - powiedziała Małgorzata Potocka.

Reklama

Małgorzata Potocka o pomocy fachowców

Małgorzata Potocka podkreśla, że przy objawach depresji trzeba sięgnąć po fachową pomoc.

"Tak i tu jest problem, ale nie ma wyjścia, trzeba iść do fachowca. Pytanie, czy trafimy do słusznej osoby, która potraktuje nas indywidualnie i się naprawdę pochyli. Praca z systemem nerwowym jest ryzykowna i niebezpieczna, każdy przypadek jest inny. Ale iść trzeba, by zatrzymać tę potworną destrukcję, która się w nas budzi. Ten pierwszy krok jest ważny, bo człowiek sam sobie nie pomoże, a w rodzinie nie ma specjalistów, którzy się na tym znają. Rozmowa jest najważniejsza, wygadanie się pomaga. Nawet przyjaciel, z którym możemy porozmawiać to skarb" - stwierdziła w rozmowie z "Faktem".