Shannen Doherty odeszła w wieku 53 lat. Aktorka znana z roli Brendy Walsh w "Beverly Hills, 90210" i Prudence Halliwell w "Czarodziejkach" chorowała na raka. Mimo że była w czwartym stadium choroby, nie traciła nadziei. W sieci pożegnało ją wiele osób ze świata filmu, które miały okazję pracować z Doherty. W rozmowie z portalem People wypowiedział się też jej przyjaciel i onkolog dr Lawrence D. Piro. Zdradził, jak wyglądały ostatnie chwile jej życia.

Reklama

Shannen Doherty nie była gotowa odejść

Shannen Doherty zachorowała na raka piersi w 2015 roku. W 2017 roku choroba była w remisji, jednak dwa lata później nastąpił nawrót. Nowotwór zaatakował mózg i kości aktorki. Dr Lawrence D. Piro był przy Doherty w ostatnich chwilach jej życia. W rozmowie z People nazwał ją "niesamowitą wojowniczką". Mimo pogarszającego się stanu zdrowia, aktorka wciąż wierzyła, że uda jej się wyleczyć. "W ciągu ostatnich kilku tygodni sytuacja zrobiła się o wiele trudniejsza i wtedy stało się jasne, że zmierzamy w innym kierunku" - ujawnił lekarz.

"W ciągu ostatnich kilku godzin była w miejscu, w którym czuła się bardzo komfortowo, spała, a otaczali ją jej bliscy przyjaciele. (...) Było ponuro i smutno, ale jednocześnie pięknie i kochająco. Najtrudniejsze w tym wszystkim było to, że nie była gotowa odejść, ponieważ kochała życie" - powiedział lekarz.

Shannen Doherty do końca miała nadzieję

O tym, że Shannen Doherty wierzyła w powrót do zdrowia. Mówiła o tym w ostatnim poście, który znalazł się u niej na profilu na Instagramie. Był to klip z jej podcastu "Let's Be Clear". Opowiadała o leczeniu i o tym, jak optymistycznie patrzy w przyszłość. - Muszę powiedzieć, że jest w tym coś pozytywnego. Pozytywne jest to, że ponieważ niedawno zmieniła się struktura moich komórek rakowych, oznacza to, że mogę wypróbować o wiele więcej metod leczenia (...) Po raz pierwszy od kilku miesięcy czuję nadzieję - wyznała.