Została pani zwyciężczynią 5. edycji "The Voice Senior". Jaka była pierwsza myśl, która pojawiła się w pani głowie po ogłoszeniu wyników?

Na początku to oczywiście było ogromne zaskoczenie. Pomyślałam sobie, że pierwszy raz jestem pierwsza, bo zawsze była druga, trzecia itd. A tu nagle jestem pierwsza. Powoli to zaczęło do mnie dochodzić i zaczęłam płakać, bardzo się wzruszyłam. Jak się jest pierwszy raz pierwszym w moim wieku to są naprawdę ogromne emocje.

Reklama

Często się pani wzrusza?

Tak, ja się bardzo często wzruszam, ale albo gdy jestem bardzo smutna, albo gdy jestem bardzo szczęśliwa. To jest taki mój wyrzut tej pierwszej energii, bo ja jestem osobą bardzo emocjonalną. U mnie emocje są gospodarzem a nie sługą. Tak całe życie było.

Jaka była pani jako dziecko? Podobno dało się panią uspokoić tylko wtedy, gdy trzymała pani w rękach sznur od żelazka i udawała, że do niego śpiewa.

Niech pani lepiej nie pyta (śmiech). Moja mama powiedziała mi kiedyś, że nie życzy mi takiego dziecka, jakim ja byłam. Byłam niesforna. Jak się urodziłam to przestałam płakać dopiero jak miałam roczek. Co noc, co wieczór ciągle się darłam. Bujali mnie, różnymi sposobami próbowali uspokoić i nic. Chyba trenowałam głos. Byłam niesfornym dzieckiem, ale potem wyrosłam z tego. Ten kabel to rzeczywiście była jedyna metoda żeby mnie uspokoić. I rzeczywiście wydawałam dźwięki, coś tam do niego śpiewałam. Tak mi opowiadali rodzice.

A kiedy pierwszy raz poczuła pani, że chce się zająć muzyką, śpiewem?

Jestem skrzypaczką, poszłam do szkoły muzycznej. Miałam tak wrażliwy słuch, że ćwiczyłam z watą w uszach. Od siódmego roku życia gram na skrzypcach, potem była średnia szkoła muzyczna. Ponoć byłam bardzo utalentowana. Jak już miałam kilkanaście lat, to zaczęłam śpiewać i to mi się strasznie zaczęło podobać. Odstawiłam te skrzypki na bok, choć potem wiele lat później, bardzo je na nowo pokochałam. Była gitara, festiwale piosenki, konkursy piosenki studenckiej. Już wtedy małe koncerty grałam i zdecydowałam, że ten wokal będę trenować, że to jest moja droga.

Reklama

Był czas, kiedy w tym śpiewaniu zrobiła pani przerwę?

Bardzo długo, wiele lat śpiewałam, ale 10 lat temu przestałam, bo miałam do tego swoje osobiste powody. Nawet wpadłam w depresję. Myślałam, że już nie chcę, że wyśpiewałam swoje. Tak głęboko to skryłam w sobie. Myślałam, że już nigdy do tego nie wrócę. Dzięki dobrym ludziom, przyjaciołom, którzy mnie do tego namawiali, stało się zupełnie inaczej. Wróciłam do tego na siłę i z tego wszystkiego zrodziło się we mnie coś ponownie na nowo. Moja rodzina, moja siostra stwierdziła, że coś się takiego zadziało. Myślę, że jak człowiek śpiewa profesjonalnie wiele lat, to trochę zaczyna śpiewać dla ludzi a niekoniecznie dla siebie. Ja byłam głównie odtwórcą, nie śpiewałam swoich piosenek. A potem, gdy do tego wróciłam, ten wielki "come back", którym właśnie jest "The Voice Senior", to zaczęłam z zupełnie innej części siebie śpiewać. Teraz śpiewam dla siebie.

Można powiedzieć, że to właśnie muzyka, śpiew wyciągnął panią z tej depresji? Pomógł w tym powrocie?

Myślę, że tak. Musiałam powoli z tego wychodzić, bo byłam na leczeniu antydepresantami. To się jeszcze ciągnie, ale jestem na dobrej drodze.

Na stałe nie mieszka pani w Polsce, tylko w Chorwacji, wcześniej w Jugosławii. Dlaczego to właśnie tam pani wyjechała?

Wyjechałam do Jugosławii i tam poznałam swojego męża. W Splicie zaczęłam grać w operze na skrzypcach. Potem dorabiałam, bo to były takie czasy, że się w dziesięciu pracach pracowało, śpiewałam w zespole, do którego przyszedł mój mąż grać jako pianista i tak został.

To była miłość od pierwszego wejrzenia?

Tak. Z jego strony bardziej, niż z mojej. Musiał trochę to moje uczucie wychodzić, ale to dobrze, bo tak powinno być.

Częściej spotkać panią można tam w Chorwacji, czy tu w Polsce?

Ja nie byłam 6 lat w Polsce. Pandemia, wszystkie inne rzeczy. Gdyby nie przyjaciele, którzy mnie namówili żebym przyjechała i spróbowała swoich sił w "The Voice Senior", to kto wie, kiedy bym przyjechała.

Trwa ładowanie wpisu

"The Voice Senior" to nie jest pani jedyny program, w którym brała udział. Wcześniej próbowała pani swoich sił w podobnych show muzycznych za granicą?

Tak. Byłam w Słowenii, dwa razy w Chorwacji w takim programie. Dawno temu także w polskiej wersji "Must be the music". Mam tego trochę za sobą, ale jakoś tak nie udawało się nigdy wygrać. Dwa razy byłam druga, raz trzecia. Za każdym razem dochodziłam do finału, ale nie zdobywałam tego głównego trofeum.

Podobno zachwycali się panią Wojciech Młynarski i Marek Grechuta?

Tak, to ciekawa historia. Jako reprezentantka Olsztyna wyjechałam do Krakowa. Byłam młodą dziewczynką grająca na gitarze, śpiewająca. Taka totalnie in cognito. Wyszłam zaśpiewałam na przesłuchaniach. Byłam bardzo zdenerwowana, więc w ogóle nie chciałam już nic śpiewać, ale poprosili mnie żebym zaśpiewała jeszcze jeden utwór, więc zaśpiewałam. Miałam jechać już do domu, bo to było chwilę przed moimi egzaminami w szkole muzycznej i musiałam się jeszcze nauczyć grać Bacha na skrzypcach. Okazało się, że zdobyłam wyróżnienie i muszę zostać w Hali Wisły. To była tragedia dla mnie. Trzy tysiące ludzi na widowni. Wyszłam, spuściłam wzrok na gitarę, chciałam stamtąd z nerwów uciec. Tak się bałam strasznie, bo to był mój pierwszy, wielki występ. Wtedy Wojciech Młynarski wstał i powiedział: "Pani Reniu jeszcze raz, od początku" i zaczęłam śpiewać. Potem tak się już dobrze na tej scenie poczułam, że śpiewałam i cenzurowane i niecenzurowane piosenki.

Poszłam do garderoby i oni we dwóch - Młynarski i Marek Grechuta przyszli do mnie i powiedzieli mi, że jestem na bardzo dobrej drodze i to nią muszę iść. Ucieszyłam się z tego strasznie. To były bardzo ciężkie czasy. Chciałam ulżyć moim rodzicom, więc wyjechała za granicę i tam poznałam swojego męża. Miałam w Polsce nawet jakieś propozycje, z klubów studenckich, ale zaniechałam tego. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że być może tu bym więcej zrobiła jako wokalistka. Trochę tu przegrałam, ale zadecydowałam inaczej i mam wiele innych rzeczy. M.in. męża a dziś w tym wieku wygraną w "The Voice Senior". Bardzo się z tego cieszę.

Trwa ładowanie wpisu

Jakie ma pani pasje poza śpiewaniem?

Lubię robić biżuterię, szyję sama. Uwielbiam kreować. Robiliśmy niedawno remont w domu, wszystko sama zaprojektowałam. Mam swoich ludzi, którzy mi pomagają. Wszyscy mówią, gdy do nas przychodzą, że stworzyłam ciepłe pomieszczenia, bo ja to ciepło lubię. Jestem taka w środku i taki musi być mój dom.

Jest jakaś piosenka, która prowadzi panią przez życie?

Jest ich kilka, ale ta ostatnia, którą śpiewałam w programie "Caruso" Lucio Dalla to jest dla mnie hymn. Słowa tak piękne, tak prawdziwe. Lubię śpiewać o czymś, co jest prawdą. Gdy pierwszy raz usłyszałam tę piosenkę, to od razu się w niej zakochałam. Uwielbiam też śpiewać jazz i piosenki neapolitańskie. Kiedyś przyjechał znany bard, gdy śpiewałam we Włoszech i on powiedział mi, że muszę się zgłosić na festiwal do Neapolu, bo to jest niewiarygodne, że Polka z takim akcentem śpiewa tak neapolitańskie piosenki.

Co dalej po tej wygranej w "The Voice Senior"?

Nie wiem. Zobaczymy. Na razie wracam do Chorwacji trochę odpocząć, bo nie widziałam już męża tyle miesięcy. Wczoraj do mnie przyjechał. Jeszcze nie wiem, jaka jest jego reakcja na moją wygraną. To jest bardzo cool facet, który zapewne powie "Ok" (śmiech). I z takim tylko mogę żyć. On jest "cool" a ja jestem wybuchowa, chociaż ostatnio się uspokajam.

Co by pani powiedziała tym, którzy chcą śpiewać, występować?

Nie oszukujcie ludzi, śpiewajcie i zachowujcie się tak żebyście byli sobą. Ja wiele rzeczy muszę poprawić w swoim zachowaniu, bo słyszałam, że robię dziwne miny na scenie. Wiem o tym. Przede wszystkim w śpiewaniu trzeba znaleźć swój kierunek. Swoją muzykę. Tylko prawdę można przekazać innym ludziom. Nie da się robić czegoś w co nie wierzymy. Podziwiam dzieci, które śpiewają w "The Voice Kids" one są genialne w tej swojej prawdzie. Ja jako dorosła osoba wyczuwam to. Życzę wszystkim by byli sobą i by śpiewali to co czują, bo wtedy przekonają każdego. Pamiętam, jak graliśmy kiedyś koncert, mało ludzi przyszło i mój mąż mówi: "No i co teraz będziemy śpiewać?". Odpowiedziałam mu, że zaśpiewamy tak, jakby tu było 200 mln osób w tej sali. Tak zawsze śpiewam. Obojętnie, czy to jest jeden człowiek, czy tysiące ludzi. Zawsze jest to nasz obowiązek. Po to mamy od energii, opatrzności, jeśli wierzymy w Boga ten dar, by właśnie tak go wykorzystywać.