„Napisałem dziś piosenkę, już jest nieźle, już jest pięknie/ Ale chcę, by było to wyłącznie dla mamony/ Ani słowa o miłości, o podłości, polityce/ I o niczym innym, nic, bez znaczeń dodatkowych” - śpiewał w utworze "Mamona" Grzegorz Ciechowski.
Album "Masakra" nagrany w 1998 roku, z którego pochodzi ten kawałek pozwolił Republice wrócić na rockowy top. Piosenka ta stała się hitem, który podobnie jak "Białą flagę" – uznana za nieformalny hymn zespołu, czy "Nie pytaj o Polskę" , obydwa stworzone przed zawieszeniem działalności grupy, grały wszystkie rozgłośnie radiowe.
Piosenka, która miała trzy różne zakończenia
Utwór ten był swego rodzaju autoironią, mocno sarkastycznym tekstem, którego fraza refrenu "ta piosenka jest pisana dla pieniędzy" weszła na stałe do potocznego języka. Piosenka ta miała trzy różne zakończenia. To, które znalazło się na płycie było wypadkową dwóch. Jedna kończyła się wyciszeniem, a druga po słowach "ta piosenka jest…" ma cięcie.
Krytycy muzyczni od razu zauważyli, że Ciechowski tym tekstem wkłada kij w mrowisko i atakuje kolegów z branży. On sam również tego nie ukrywał.
Rzeczywiście jest tu taka pieczątkowa faktura republikańska. A ja chcę prowokować. Bo cały czas dostrzegam w naszym rockowym otoczeniu takie podejście: byłoby fajnie, żeby piosenka stała się wielkim hitem, ale żeby przy okazji udało się zachować pewien rys progresywno-undregroundowości. I właśnie dlatego jedną piosenkę złożyłem na ołtarzu nowego boga, którego mamy wszyscy od kilku lat i który ma na imię Mamona – mówił Ciechowski w magazynie "Tylko Rock".
Grzegorz Ciechowski o piosence "Mamona": Tyle razy słyszałem jak ludzie śpiewali o miłości
Tłumaczył, że nie należy jednak odbierać tego tekstu jedynie przez pryzmat refrenu. Zwracał uwagę na to, że w tekście przeprowadzony jest cały wywód.
Facet się ucieszył, że napisał piosenkę, ale chce zrobić tak, żeby to było wyłącznie dla pieniędzy. Nie chce używać tych wszystkich rzeczy, których się zazwyczaj używa, aby pozakrywać te wstydliwe części ciała (…) Tyle razy słyszałem jak ludzie śpiewali o miłości, a nie wierzyłem im, bo wiem, że robią to tylko dla pieniędzy… - wyjaśniał.
Z kolei w magazynie XL nie szczędził słów krytyki pod adresem kolegów. Jego zdaniem to nie pop zalał rynek rockowy, ale "muzycy rockowi przestali mówić otwartym tekstem".
Zauważyłem – szczególnie w ostatnich latach – że artyści lat 90. nauczyli się bardzo szybko jednej rzeczy – że ZAIKS działa – mówił.
Rekwizyty do teledysku wynosiły 16 mln dolarów w banknotach
Zwracał uwagę, że "tekst nie musi być dobry, wystarczy żeby był".
I to jest upadek. To jest fala popu, która nas zalewa. Tylko wtedy, kiedy omijamy prawdziwe tematy i poddajemy się wyłącznie zarabianiu, ginie coś, co łączy się z pasją, fanklubami, z tym, że ludzie szaleją za jakąś muzyką. Dziś wszystko jest zorganizowane i opłacone – wytykał.
Do "Mamony" powstał teledysk. Żartowano, że był to "najdroższy" teledysk w historii polskiej fonografii, bo same rekwizyty wynosiły 16 mln dolarów w banknotach. Rzecz jasna wszystkie były falsyfikatami, ale nawet one zgromadzone w takiej ilości, budziły ogromne emocje.
Cały czas trwały jakieś zabawy, płacono sobie nawzajem, oddawano stare długi, po prostu dobrze się przy tym bawiliśmy – wspominał Ciechowski.