Hanka Ordonówna była wielką gwiazdą polskiej sceny. Karierę zaczęła tuż po I wojnie światowej. Jej kariera bardzo szybko nabrała tempa a ona stała się najbardziej znaną polską piosenkarką międzywojnia. Zanim wybuchła II wojna światowa, Hanka Ordonówna wybrała się do Ameryki. Odniosła tam równie ogromny sukces, jak w Polsce.
Hanka Ordonówna trafiła na Pawiak. Podupadła na zdrowiu
Mimo, że mogła tam zostać, wróciła do kraju. Zawsze powtarzała, że nigdy nie żałowała tej decyzji. Nawet wówczas, gdy zdradził ją kolega Tymoteusz Ortyma. Wskutek tego, co doniósł trafiła w ręce gestapo i została uwięziona na Pawiaku. Udało się ją uwolnić dzięki koneksjom rodziny jej męża hrabiego Michała Tyszkiewicza z włoską rodziną królewską. Po wyjściu z więzienia wyjechała do Wilna.
To tam występowała i dawała koncerty. Niestety jej stan zdrowia po pobycie na Pawiaku, pogorszył się. Zachorowała na gruźlicę. Nie pomagały wyjazdy do sanatoriów. Jej stan kolejny raz bardzo się pogorszył, gdy wyjechała do Teheranu. Mąż zabrał ją do Palestyny. Zamiast się leczyć, Hanka Ordonówna cały czas występowała. Nie zastanawiała się zbyt długo, gdy poproszono ją o występy dla polskich żołnierzy, którzy tam stacjonowali.
Tą piosenką kończyła każdy swój występ. Nawet ten ostatni
To nie był dobry pomysł. Z dziesięciu koncertów zrobiło się trzydzieści a ona pewnego dnia zemdlała na scenie i musiała przejść poważną operację. Jej pożegnalny koncert odbył się kilka tygodni później. Występ miał miejsce w Jerozolimie. Gdy bisowała nie mogła wydusić już słowa. Płakała a publiczność śpiewała za nią "Już odchodzę na zawsze - to już koniec. Ty wiesz? Do widzenia na zawsze - tak po prostu, co chcesz. Na co łzy pożegnania, podaj rękę i idź. Na co męki rozstania, kiedy tak musi być".
Gdy po tym występie lekarze podjęli próbę leczenia Hanki Ordonówny, okazało się, że organizm ma tak wyniszczony, że niewiele mogą zdziałać. Artystka zmarła 8 września 1950 roku. Danuta Szaflarska wspominając Hankę Ordonównę wyznała, że bardzo przeżyła jej śmierć. Do końca życia będzie pamiętała te przejmujące słowa "Już odchodzę na zawsze". Pieśń, którą co wieczór żegnała się na scenie Teatru Polskiego w Wilnie - wyznała Szaflarska.