"Kiedy ślub?" to słodko-gorzka komedia o współczesnych związkach, problemach millenialsów, którzy mają prawo być jeszcze niepoukładani życiowo, zawodowo, na rozstajach związkowych, nie wiedząc, co dokładnie chcą robić. Wanda (Maria Dębska) i Tosiek (Eryk Kulm Jr.) są razem od liceum. Stoją u progu przekroczenia magicznej 30-stki. Ona jest psycholożką, on aktorem. Postanawiają się rozstać. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Jak odnajdują się w nowej rzeczywistości? Absolutnie fatalnie. I bardzo dobrze, że fatalnie. Magdalena Popławska w tym serialu wciela się w postać dojrzałej aktorki, z którą ma grać Tosiek.

Reklama

W serialu "Kiedy ślub?" wcielasz się w postać?

Leny.

Kto to taki?

To aktorka z pewnym dorobkiem, doceniona. Można powiedzieć, że nawet gwiazda, która spotyka młodego, początkującego, nieopierzonego aktora, który nomen omen ma jej plakat w swoim pokoju. Była i jest dla niego inspiracją zawodową. Potrafi być bezczelna, okrutna. Z początku widzimy jej taką dosyć ostrą powierzchowność. W miarę rozwijania się tej historii obserwujemy, że to też nie jest takie oczywiste.

Reklama

Jaki rys chciałaś nadać tej postaci?

Uwielbiam grać te okropne postaci. Taki jest pierwszy wizerunek Leny. Uwielbiam też pokazywać tę drugą stronę, że to nie jest wszystko takie oczywiste. Szczególnie w naszej branży, o której większość społeczeństwa ma jakieś mylne wyobrażenie, że opływamy w dostatek i na salonach się wozimy. To wszystko wygląda bardzo, bardzo inaczej. Szczególnie, jak się pracuje w teatrze. Miło jest pokazywać tą inną stronę, o której często nie chcemy mówić, nie chcemy jej pokazywać i o której ludzie nie wiedzą.

W pierwszych odcinkach serialu Lena to rzeczywiście nieco zblazowana gwiazda, która nie stroni od negatywnych opinii o młodszych kolegach. Przed kim i przed czym ona się w ten sposób broni?

Będąc w tej branży już od ponad 20 lat obserwuję różne postaci i różnych egocentryków, narcyzów. Trochę to rozumiem, że jak cały czas się coś udaje, to człowiek traci czujność. Na szczęście często przychodzą te momenty refleksji, tego, że nie zawsze jest z górki. To, że zaczynamy grać więcej i ważniejszych ról, to jest oczywiście szansa. Jedni z tego skorzystają, inni nie, by zweryfikować te swoje priorytety życiowe. Lena zasłania się tym wszystkim, bo bezpieczniej to robić, niż opowiadać, że jesteśmy samotni, czy mamy problemy. Ludzie nie chcą o tym słuchać, choć uważam, że warto o tym mówić, by pokazywać, że wszyscy mamy problemy. Na pewnym poziomie wszyscy jesteśmy tacy sami. Gdy oglądałam pierwszy odcinek tego serialu i scenę rozstania Tośka i Wandy, popłakałam się, bo uważam, że przy rozstaniu obydwie strony są poszkodowane i cierpią.

Często w swoim życiu słyszałaś to pytanie, które jest tytułem serialu: "Kiedy ślub?"

Reklama

Nigdy nie słyszałam, bo nie dotrwałam do takiego momentu. Nie wiem, co to jest długoletni związek, więc takiego pytania nie słyszałam, ale były takie jak: "Kiedy się ogarnę?", "Kiedy będzie chłopak albo czy jest chłopak?", "Czy to coś poważnego?", "Kiedy dzieci, bo już zegar tyka?".

Miałaś jakąś ciętą ripostę na te pytania?

Nie, bo rozumiem, że ciotki, matki, które je zadają, chcą dobrze dla nas. Mają zupełnie inną perspektywę na nas, niż my sami. Odkąd pamiętam, to nie chciałam być żoną, nigdy nie był to dla mnie cel. Nie wyobrażałam sobie siebie w takiej tradycyjnej rodzinie. Długo nie chciałam mieć dzieci, więc miałam do tego tyle dystansu, że mnie to nie dotykało.

Ale mamą zostałaś…

Mamą zostałam i rzeczywiście, czego się nie spodziewałam, to totalnie odmieniło moje życie. Moja córka jest miłością mojego życia, choć nie jest to proste. Wchodzimy teraz w okres początku dojrzewania, to jest bardzo trudne. W ogóle bycie rodzicem jest trudne.

Trwa ładowanie wpisu

Widzisz w córce siebie sprzed lat?

Tak, widzę wiele rzeczy w niej, które są moje. Nikt się wtedy, gdy ja byłam w jej wieku, tak nami nie zajmował, nie przejmował, jak my teraz staramy się pomagać dzieciom. Jest moją córką, więc trochę niestety też po mnie będzie miała. Cały czas jej mówię żeby brała po nas najlepsze co może a nie najgorsze.

W jednym z odcinków serialu "Kiedy ślub?" jest dosyć zabawna scena gdy Lena oraz Tosiek, czyli Eryk Kulm jr trenujecie scenę do filmu z koodrynatorką intymności. Mam wrażenie, że to trochę podśmiewywanie się z tego nowego zawodu w branży filmowej. Miałaś do czynienia z takimi osobami bodajże przy pracy nad serialem "Brokat". Jestem ciekawa jak podchodzisz do tej sceny i do tego zawodu w ogóle?

Rzeczywiście ta scena jest opowiedziana z dużym przymrużeniem oka, ale to jest dla mnie ciekawy wątek, bo to jest coś nowego w tej branży, nowa profesja. Mam wrażenie, że to musi zweryfikować życie, czyli praca na planie, praktyka. To nie jest proste, tym bardziej, że dotyczy bardzo delikatnej sfery. Każdy z nas ma gdzieś indziej tę granicę intymności, do każdego trzeba podchodzić inaczej. Moim zdaniem to powinni być dobrze wykwalifikowani psycholodzy a różnie z tym bywa. Ja sama, ponieważ jak wspomniałam w zawodzie jestem od 20 lat, te pierwsze sceny rozbierane, czy seksu mam dawno za sobą. Jedyną pomocą, kiedy zaczynałam je grać, był wtedy alkohol. Taka jest prawda. Żeby jakoś się ośmielić i przejść to. Z racji tego, że mam tych scen trochę za sobą, osobiście nie czuję żebym potrzebowała takiego coacha.

Jestem kobietą dojrzałą, wiem gdzie są moje granice. Te granice mam przesunięte, bo pracuję dużo z ciałem, lubię tę pracę. Mam trochę podejście takie jak tancerze, to znaczy, że jest to moje narzędzie do pracy, które bardzo dużo potrafi opowiedzieć. Tak jak powiedziałam nie czuję potrzeby współpracy z koordynatorem intymności, ale dobrze, że jest taka funkcja, choć ona się musi jeszcze przepracować. Znam panie koordynatorki, które same nie znały granic. Potrafiły próbując mi pomóc, jednak te moje granice naruszyć.

Jak współpracowało się z Erykiem Kulmem jr? Sytuacja między wami jest trochę jak w rzeczywistości. Ty jesteś starsza, bardziej doświadczona zawodowo, on młodszy.

To prawda jestem starszą aktorką, z trochę większym dorobkiem, choć Eryk robi teraz oszałamiającą karierę i zaraz mnie przeskoczy dwa razy. Jest bardzo zdolnym aktorem i chyba od początku kliknęło między nami, w sensie zawodowego flow. Obydwoje mamy podobne poczucie humoru. Bardzo dobrze nam się współpracowało.

Co jest siłą tego serialu? Dlaczego warto go obejrzeć?

Prawdziwie opowiada o relacjach. To nie jest wszystko takie jasne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Każdy z nas się miota, nie wie. Nawet jak przez chwilę wiemy, to tak naprawdę nie wiemy. Rzadko kiedy jesteśmy tak naprawdę pewni tej drugiej osoby, tego uczucia i to też jest zawsze okupione jakąś ofiarą. Jest w tym serialu też dużo poczucia humoru. To też taka opowieść o tej branży filmowej, która jest bardzo wdzięczna do opowiadania. Wydaje mi się, że to jest wzruszająca, z poczuciem humoru historia.

Zgodzisz się z tym, że wiek 30 lat to ten najtrudniejszy, kiedy szukamy siebie? Mówi się, że po 40. zazwyczaj już wiemy, czego chcemy, jesteśmy określeni, w miarę dojrzali?

No nie wszyscy, jak wynika z mojego doświadczenia (śmiech), ale tak. Te początki starości są wspaniałe, to taki czas, że już trochę ci się nie chce szarpać. Masz do wszystkiego dużo więcej dystansu, więcej refleksji na temat życia, musisz sobie poukładać te priorytety, więc tak polecam życie po 40.

Do którego pokolenia aktorek się zaliczasz? Do tego starszego, poukładanego?

Niestety tak (śmiech). Szczególnie przy takich projektach, w których mówią o "starszej koleżance z branży". Przy Eryku rzeczywiście jestem starszą koleżanką, aczkolwiek nie ma to dla mnie znaczenia. Jestem w dobrej kondycji, czuję się najlepiej ze sobą ze wszystkich czasów. Zaakceptowałam prawie wszystkie swoje ułomności, nad częścią pracuje, z częścią się pogodziłam, więc jest mi trochę łatwiej.

Co cię w tym młodszym pokoleniu kolegów i koleżanek po fachu fascynuje a może też drażni?

To, co mnie drażni a jednocześnie fascynuje, to taka ich bezczelność w życiu, taka odwaga. Wydaje mi się, że my wszyscy byliśmy tak zahukani, nauczeni, że coś powinniśmy, że ciężko nam się z tego wyzwolić. Oni są bardzo odważni, bardziej świadomi siebie. Mówię o 30-latkach, bo okres tego dojrzewania wczesnego to jest tragiczny, chyba jeszcze gorszy, niż to co my przechodziliśmy. Jesteśmy tak przez te social media i aplikacje wystawieni wszyscy na ocenę, że to jest strasznie bezlitosne a w okresie dojrzewania to jest bardzo trudne, jak sami wszystko podważamy. Trzydziestolatkowie są fajni, ogarnięci. Nie boją się i są bezczelni, co mnie wkurza, ale wkurza mnie pewnie dlatego, że mi zajęło bardzo dużo czasu żeby zacząć wierzyć w siebie. Tego im, gówniarzom, zazdroszczę.