Dlaczego właśnie Jerzy Kulej został bohaterem Pana filmu?

Zaczęło się to pięć, a może więcej lat temu… Do biura Watchout Studio zawitał Waldemar Kulej, syn Jerzego. Przyniósł książkę pt. „Kulej. Dwie strony medalu” i powiedział, że wierzy, że Watchout zrobi filmową biografię jego ojca. Żył wtedy jeszcze Piotr Woźniak-Starak i zapalił się bardzo do tego pomysłu. Decyzja była jasna: zróbmy to. Potem zabrakło Piotra. Książka nadal leżała na biurku. Postanowiliśmy więc z Krzysztofem Terejem (producentem), że robimy ten film. Znaleźliśmy scenarzystę Rafała Lipskiego, który podjął się tego wyzwania. Potem ruszyły prace literackie, które zajęły ok. 3 lat. Zbieraliśmy też fundusze. W sumie zajęło nam to pięć lat, ale mamy to.

Xawery Żuławski, reżyser filmu "Kulej. Dwie strony medalu" / AKPA / Niemiec
Reklama

Jest Pan współscenarzystą? Interesuje się Pan boksem?

Nie odżegnuję się od tego, ale lwią część pracy wykonał Rafał Lipski. Powstało kilka wersji i razem je szlifowaliśmy. Jeśli chodzi o boks, to wiem, co się tam dzieje i oglądam najważniejsze walki. Oczywiście znałem postać Jerzego Kuleja, ale nie przypuszczałem, że kiedyś zrobię o nim film.

Cztery najbarwniejsze lata

Opowiadacie z ekipą o całym życiu Jerzego Kuleja?

Film to cztery lata z życia Jerzego Kuleja i jego żony Heleny. Czas między dwoma Igrzyskami Olimpijskimi w Tokio (1964) i w Meksyku (1968), na których zdobył złote medale. To najbarwniejszy, najciekawszy, najbardziej szalony i pełen odpałów czas w życiu Jerzego Kuleja. Konstruując fabułę, pomyśleliśmy, że zostawimy widza z wielkim zwycięstwem Jurka na IO w Meksyku. To kwintesencja jego całego życia. Są też wątki dotyczące przeszłość Jurka, jego wzlotów i upadków prywatnych i zawodowych. Helena, żona Jurka, jest jego równorzędną partnerką. Jerzy Kulej, choć tak się może wydawać, nie był celebrytą. Władza tego nie lubiła, a nie było takich mediów plotkarskich jak teraz. Gwiazdy były dla władzy niebezpieczne, bo mogły tworzyć wokół siebie, powiedzmy, „grupy wsparcia”.

To nie jest tylko "film dla chłopców"

Reklama

Okres od 1964 r. do 1968 r. to bardzo ciekawy czas w historii Polski.

Jerzy Kulej był milicjantem „na papierze”, by móc boksować w klubie i wejść do kadry, był w milicyjnym klubie warszawskiej Gwardii. W 1968 r. działo się w Polsce wiele ważnych rzeczy. To też jest u nas, w naszym filmie. To nie jest stricte tylko biografia sportowca, opowiada o wielu przejawach życia, o czymś więcej niż sport i boks. Zwłaszcza że wydarzenia polityczne sprawiły, że na Jerzego Kuleja wywierano naciski. Helena, żona Jurka, jest jego równorzędną partnerką. To bardzo silna kobieta, wiele zniosła, żyła w cieniu mistrza, ale nie poddawała się. Trzeba pamiętać, że założyli rodzinę jako bardzo młodzi ludzie. Jerzy Kulej miał 23 lata, jak urodził się jego syn. Zdobywał wtedy medale i intensywnie trenował. To jest film o młodych ludziach, którzy zaczynają swoje dorosłe życie, bardzo aktualny w tym wymiarze. Gdzieś głęboko jest to również historia filmowa, która jest bardzo uniwersalna. Wbrew pozorom, nie jest to tylko „film dla chłopców” o pięściarzu, kobiety też bardzo mocno go przeżyją. Starsza generacja odnajdzie tu w pewnym sensie swoje wspomnienia, a młodsza zobaczy to, z czym tak naprawdę mierzy się każdy młody człowiek. Jerzy i Helena Kulejowie zadawali sobie pytania, skąd jestem, kim jestem i dokąd idę.

Trwa ładowanie wpisu

Film i boks mają wiele wspólnego

Myślał Pan o takich klasykach filmów bokserskich jak „Wściekły Byk” czy „Rocky”?

Trudno ich nie mieć. To absolutnie genialne rzeczy. Mam je więc, obejrzane i zaliczone, zrobiłem to kiedyś w ramach edukacji filmowej. Uważam, że film i boks mają wiele wspólnego – to bezpośrednia walka. Każdy film opowiada o walce, dlatego boks jest tak wdzięcznym tematem filmu.

Tomasz Włosok zagrał niesamowitą rolę. Jak obsadzał Pan ten film?

Zgadzam się, Tomek jest świetny. Tak samo, jak Michalina Olszańska, która zagrała Helenę. Jest dla niego idealną, mocną kontrą. Nie pozwala Tomkowi się rozszaleć na ekranie i stworzyć indywidualny show. Trzyma go w ryzach. Tworzą wybuchowy duet. Tomek Włosok dokonał cudu. Sam stoczył kilkanaście filmowych walk, nie było dublera. Kondycyjnie i aktorsko był doskonale przygotowany. Pięknie się to ułożyło. Robiliśmy castingi na obie role. Tomek wygrał kilka lat temu, był wybrany nie tylko ze względu na umiejętności aktorskie, ale też doświadczenie sportowe. Pochodzi z rodziny sportowej, trenował boks.

Jak się Pan czuje w filmach retro? Bo lata sześćdziesiąte XX wieku to już retro.

Lubię. Wychowałem się w epoce analogowej, bez telefonów komórkowych. Wywodzę się z ruchów rockandrollowych. Big-beat mi towarzyszył w życiu. Pracowałem też kiedyś nad filmem „Zły” wg Tyrmanda, który co prawda dzieje się w latach pięćdziesiątych, ale to podobna poetyka. Z tego filmu zostałem usunięty tuż przed zdjęciami, a napisałem scenariusz i wszystko zapiąłem na ostatni guzik. Nie spodobałem się jednak synowi Leopolda Tyrmanda. To kosztowało mnie 8 lat życia. Moja miłość do tamtych lat znalazła teraz odbicie w filmie o Jurku Kuleju.

Ekipa filmu "Kulej. Dwie strony medalu" / AKPA / Niemiec

Jest Pan reżyserskim kameleonem, jeśli chodzi o gatunki filmowe. Były „Mowa ptaków”, „Apokawixa” teraz z kolei „ Kulej. Dwie strony medalu". Jak to jest?

Uważam się za reżysera, który dobiera odpowiednią formę wyrazu do przekazywanej treści. To mnie interesuje. Udowadniam sobie, że mogę realizować różne rzeczy. Mogę robić filmy artystyczne, których nikt nie zrozumie i porywającą biografię uwielbianego sportowca. Ludzie lubią szufladkować…

Jaka jest muzyka w filmie „Kulej. Dwie strony medalu”?

Eklektyczna. Stworzyli ją Jan Komar, Mikołaj Majkusiak i Bartłomiej Tyciński. Wszystko nawiązuje do stylistyki lat sześćdziesiątych, a w repertuarze mamy również utwory z tego okresu. Były to bez wątpienia wspaniałe czasy dla polskiej muzyki rozrywkowej.