Wiadomość o śmierci Felicjana Andrzejczaka pojawiła się w mediach w środę wieczorem. Potwierdził ją menadżer artysty. Piosenkarz miał 76 lat. Znany był z takich przebojów jak "Jolka, Jolka pamiętasz", czy "Noc komety".

Reklama

Felicjan Andrzejczak przed laty występował z zespołem Budka Suflera. Ostatni raz na scenie pojawił się pod koniec sierpnia w Sopocie na festiwalu organizowanym przez TVN. Prywatnie był ojcem dwójki dzieci, dziadkiem trojga wnucząt i mężem ukochanej Jadwigi. Od pewnego czasu zmagał się z nowotworem.

Felicjan Andrzejczak zmagał się z nowotworem

Choroba nie przeszkadzała mu jednak w koncertowaniu. Felicjan Andrzejczak wciąż był obecny na scenie i nie tracił pozytywnego podejścia do życia. Jego wieloletni przyjaciel i kolega z zespołu, czyli Krzysztof Cugowski w rozmowie z "Faktem" wypowiedział się na temat jego śmierci.

Jak wyznał Felicjan Andrzejczak nie umarł na raka, z którym się zmagał.

To było przyczyną śmierci byłego lidera Budki Suflera

Był moim gościem 15 sierpnia 2024 r. na moim na koncercie w Karwi. Wtedy się dowiedziałem, że jest ciężko chory. Jak teraz ze mną grał, widać było, że jest chory. Jeszcze śpiewał normalnie, ale widać było, że coś mu dolega. Niestety teraz odszedł. Ale nie umarł na to, co mu dolegało, tylko podobno miał udar, wczoraj (17 września - przyp. red.) się nie wybudził ze śpiączki - powiedział Cugowski.

Wśród osób, które pożegnały artystę była też Izabela Trojanowska. Felku kochany! Tyle wspólnych rozmów, tyle wspólnych koncertów… Trudno mi sobie wyobrazić, że więcej już nie będzie… Mam nadzieję, że kiedyś zobaczymy się po drugiej stronie. Romek Lipko na pewno już napisał dla nas jakieś piękne piosenki. Łącze wyrazy najgłębszego współczucia dla Rodziny - napisała w sieci artystka.