tZałamania nerwowe, wrzaski, chaos, ciągła presja, prywatne imprezy organizowane w publicznej instytucji - to, jak wynika z publikacji "Newsweeka", efekty rządów Alicji Węgorzewskiej w Warszawskiej Operze Kameralnej.

"Kiedy słuchacze zachwycają się Mozartem, za sceną karetki jadą do ludzi, którzy nie wytrzymują presji i stresu w Warszawskiej Operze Kameralnej" - napisali autorzy publikacji, która ukazała się w "Newsweeku" pt. "Straszny dwór Alicji Węgorzewskiej".

Reklama

"Festiwal poniżania ludzi"

Alicja Węgorzewska to śpiewaczka operowa, mezzosopranistka, menadżerka kultury. W latach 2011–2012 zasiadała w jury programu TVP2 "Bitwa na głosy". Kieruje Warszawską Operą Kameralną od 2018 r.

Jak wynika z publikacji "Newsweeka", pracownicy skarżą się na sposób zarządzania Alicji Węgorzewskiej w WOK. Mówią o tym, że ich szefowa jest kapryśna i apodyktyczna. Miała być bezlitosna wobec swoich pracowników. Ludzie, którzy z nią współpracowali, często musieli szukać pomocy u psychologów i psychiatrów.

Według ich relacji pracowników WOK cotygodniowe spotkania kadry to "festiwal poniżania ludzi i podważania ich kompetencji". Śpiewaczka operowa odniosła się do tych zarzutów. Opublikowała w mediach społecznościowych oświadczenie w tej sprawie.

Alicja Węgorzewska odpiera zarzuty

"Przeprowadzany na mnie atak medialny, akcja oczerniania, formułowane zarzuty, poza tym, że nie mają podstaw, są głęboko niesprawiedliwe i krzywdzące. Naruszane jest moje dobre imię, na które wiele lat, bardzo ciężko pracowałam. Niszczone jest to, co budowałam. Jest to dla mnie niezwykle bolesne. Atakujące mnie artykuły są skonstruowane według określonego schematu. Z góry przyjęte tezy opierają się na wypowiedziach osób anonimowych (co jest zabiegiem celowym uniemożliwiającym polemikę i konfrontację)" - napisała.

Alicja Węgorzewska odniosła się do wszystkich zarzutów, które padły pod jej adresem w artykule "Newsweeka". Poruszyła kwestie stresu, depresji i czasu pracy. Zdaniem Węgorzewskiej tak wyglądają obowiązki artystów zatrudnionych w operze i taka po prostu jest specyfika tej pracy. Dyrektorka podkreśliła jednak, że zarzuty o mobbing "zostały w sądzie oddalone".

"Praca w teatrze operowym jest bardzo stresująca, gdyż jest terminowa i, jak często powtarzam, kurtyna musi iść w górę o godzinie 19. (...) Zarzut wykonywania telefonów i poleceń "świątek, piątek czy niedziela" jest już nie tyle nierzetelnym, co w świecie teatru wręcz absurdem. Tak, opera pracuje w święta, piątki i niedziele. Co więcej, spektakle, próby i inne aktywności odbywają się również w godzinach wieczornych, a co jest z tym związane, mogą generować i generują potrzebę kontaktu z pracownikami" - napisała w mediach społecznościowych artystka.