Jan Ptaszyn Wróblewski odszedł w wieku 88 lat. Pochowano go na warszawskich Powązkach Wojskowych. W rozmowie z Dziennik.pl wspomniała go piosenkarka jazzowa, czyli Dorota Miśkiewicz.

Dorota Miśkiewicz wspomina Jana Ptaszyna Wróblewskiego

To było strasznie smutne, jak się dowiedzieliśmy. Mówię w liczbie mnogiej, bo całe środowisko jazzowe było bardzo poruszone tą wiadomością o jego odejściu. Choć Ptaszyn miał swoje lata i można się było tego spodziewać, bo wiadomo było, że choruje, to mimo to wszystkich nas to dotknęło, bo on był niesamowicie wspierający dla wszystkich, szczególnie dla młodych. Lubił ich brać do swojego zespołu - opowiada piosenkarka.

Reklama

Okazuje się, że Jan Ptaszyn Wróblewski był człowiekiem, który uwielbiał dawać prezenty.

Wydrukował sam książkę, w której spisał standardy jazzowe. Rozdał jej kilkadziesiąt egzemplarzy. Poza tym rozdawał nalewki. Był bardzo szczodry - wspomina Dorota Miśkiewicz w rozmowie z Dziennik.pl.

Jan Ptaszyn Wróblewski uwielbiał dawać prezenty

Piosenkarka przyznaje, że trudno mówić o tym artyście w czasie przeszłym.

On zawsze był. Gdy się dowiedziałam o jego śmierci miałam w głowie taką myśl, że jak to możliwe, że nie ma Ptaszyna. On wyglądał od lat tak samo. Od młodości miał tę swoją pochyloną postawę, którą miał w latach późniejszych, tę samą czapeczkę. Poza tym to jest taki trochę nasz tata jazzowy. Te jego audycje były dla nas bardzo ważne, zawsze ich słuchaliśmy. Był na tyle miły, że nadawał w radio nasze piosenki, nawet jeśli były to utwory debiutantów - mówi Miśkiewicz.

Przyznaje, że miała okazję spróbować słynnej nalewki od Ptaszyna.

Reklama

Mój tata je dostawał. Ich nazwa to "Misiówka" od nazwiska mojego taty. Zapamiętam Ptaszyna jako faceta, który miał wielkie poczucie humoru. Jak zapowiadał przerwy na swoich koncertach, mówił: "Zapraszam państwa na 15-minutową przerwę, która powinna potrwać maksymalnie pół godziny". To jego poczucie humoru widać też w tytułach utworów jazzowych, które pisał. Miał dystans do rzeczywistości i był bardzo inteligentnym człowiekiem - opowiada Dorota Miśkiewicz w rozmowie z Dziennik.pl.

Trwa ładowanie wpisu