W rozmowie z "Vanity Fair" przy okazji promocji swojego nowego filmu dla Tima Burtona, "Beetlejuice Beetlejuice", czyli sequela przeboju sprzed lat "Sok z żuka", Jenna Ortega skrytykowała Hollywood za przesadną poprawność polityczną.

Reklama

"Czy ja właśnie opisuję pokój na świecie?"

Pracujemy w niezwykle delikatnej branży. Wszyscy chcą być poprawni politycznie, ale w tym wszystkim zatraca się człowieczeństwo i zwykła uczciwość – to po prostu nie jest szczere- stwierdziła Ortega.

Chciałabym, abyśmy w większym stopniu polegali na rozmowie. Wyobraźcie sobie – każdy mógłby mówić, co czuje, nie będąc za to osądzanym. A nawet jeśli, to wywołałby co najwyżej debatę, a nie kłótnię. Czy ja właśnie opisuję pokój na świecie? - zapytała retorycznie aktorka.

Skandal ze zwolnieniem aktorki za krytykę Izraela

W listopadzie ubiegłego roku przyjaciółka Ortegi z planu nowych "Krzyków", meksykańska aktorka Melissa Barrera, została odsunięta od produkcji ze skutkiem natychmiastowym po tym, jak w serii postów w mediach społecznościowych opisała Palestynę jako "kraj skolonizowany" i oskarżyła siły izraelskie o "ludobójstwo i czystki etniczne".

Firma produkcyjna Spyglass Media Group, która stoi za serią "Krzyk", wystosowała wówczas oświadczenie, w którym zauważała, że "stanowisko Spyglass jest jasne: nie tolerujemy antysemityzmu ani nawoływania do hejtu w jakiejkolwiek formie, w tym fałszywych odniesień do ludobójstwa, czystek etnicznych, Holokaustu bądź czegokolwiek, co przekracza granicę mowy nienawiści".

Reklama

Z kolei przedstawiciele dystrybutora, Paramount Pictures, odmówili komentarza, podobnie jak agent Barrery. Stanowisko zajął natomiast reżyser Christopher Landon, choć… na krótko. Napisał bowiem na platformie X, odnosząc się do komentarzy pod jego adresem: "Oto moje oświadczenie. Wszystko jest do bani. Przestańcie robić zamieszanie. To nie była moja decyzja". Szybko jednak usunął tweeta.

Niedługo potem Landon zrezygnował z reżyserii "Krzyku 7", a w międzyczasie obsadę opuściła także Jenna Ortega. Media spekulowały, że chodzi o solidarność z koleżanką po fachu, ale szybko wyszło na jaw, że zaważył czysty pragmatyzm - gwiazda "Wednesday" zażądała po prostu większych pieniędzy, na co producenci nie chcieli przystać.