Beata Ścibakówna i Jan Englert związali się ponad trzy dekady temu. Ich miłość wzbudzała ogromne kontrowersje. Gdy się poznali ona była studentką, on nie tylko uznanym aktorem, ale też wykładowcą.
Aktorka musiała mierzyć się z hejtem i oskarżeniami, że związała się ze Englertem tylko i wyłącznie po to, by przyspieszyć swoją karierę. Beata Ścibakówna zaznacza, że mąż tak naprawdę nigdy nie pomógł jej zdobyć żadnej z ról.
Beata Ścibakówna była posądzana o związek dla kariery
W rozmowie z cyklu "Zza Kadru" aktorka wyznała również, że przez 15 lat otrzymywała anonimowe listy pełne wyrzutów i złorzeczeń.
Wielu osobom, wiele lat temu wydawało się, że związek z Janem Englertem jest dla kariery. Co było i jest nieprawdą. Nasze środowisko jest specyficzne… sama musiałam o siebie zawalczyć - powiedziała w rozmowie z Aleksandrą Czajkowską.
Takie listy otrzymywała żona Jana Englerta
Listy, które otrzymywała żona Jana Englerta, nie należały do najprzyjemniejszych. Aktorka wyrzucała je często bez otwierania.
Od początku mojego związku z Janem Englertem przez jakieś 15 lat dostawałam anonimy. Anonimy, listy, których litery były wycinane z gazet. Teraz żałuję, że je wyrzuciłam, bo miałabym dowód i wątpliwą "pamiątkę" - opowiadała.
Dodała, że otrzymywała je również jak już byli małżeństwem i urodziła się ich córka Helena. Przyznała, że te listy nie wpłynęły na jej związek z Janem Englertem negatywnie. Wręcz zacieśniły ich relacje.